Minął miesiąc od mojego powrotu ze Szwecji. Dopiero a może już miesiąc. Wróciłem do rzeczywistości i do swoich codziennych zajęć. Na szczęście nie można uznać tego czasu za źle wykorzystany. Szczególnie ostatnie 2 tygodnie były obfite w aktywność ruchowo-psychiczną. Oprócz treningów na ściance, rozegraliśmy kolejny mecz siatkówki, uczestniczyłem w zajęciach Stretchingu i Jogi. Milena jest profesjonalistką w swoim fachu i dostarczyła wszystkim solidnej dawki ćwiczeń, zadbała również o niecodzienny wymiar treningu. Mieliśmy trening mięśni mimicznych twarzy okraszony dużą dawką śmiechu. Wiecie jakie to dziwne uczucie gapić się na siebie w lustrze przez pół godziny? Na ostatnich zajęciach wykonywaliśmy stanie na barkach opierając się na specjalnych cegiełkach. Oto rezultat:
Na koniec relaksowaliśmy się podczas masażu twarzy. Rewelacyjne doznanie i wspaniałe odprężenie po ciężkim dniu.
Czwartek przyniósł mi możliwość spróbowania nowej aktywności jaką było pływanie na Maćka żaglówce typu Slup po jeziorze pławniowickim. Pogoda zaserwowała nam solidne wiatry w żagle. Ja byłem odpowiedzialny za przedni żagiel Fok, który trzeba było odpowiednio naciągać i zmieniać jego kierunek podczas zwrotów. Mocne przechyły na burtę i konieczne dalekie wychylanie się za burtę dla przeciwwagi wzmagały wydzielanie adrenaliny. Po 3 godzinach bezpiecznie zacumowaliśmy do brzegu. Nawet nie przypuszczałem, że wyjdę tak zmęczony... To było wspaniałe nowe przeżycie. Ubiegły weekend był szczególnie intensywny i pełen wrażeń. Piątek- koncert Enej w Gliwicach i impreza ze wspaniałą ekipą w Honey Bunny a później w Mardi Grasie. W sobotę odwiedziliśmy festiwal kolorów w Katowicach. Ciekawy pomysł jednak z powodu małej przestrzeni i dużego tłoku w czasie wyrzucania proszku w powietrze zrobiło się bardzo duszno i nieciekawie. Ostatecznie kolorowi wróciliśmy w dobrych nastrojach do domu. Po doszorowaniu się z proszku i krótkim śnie o 7:30 w niedzielę ruszyliśmy w skały! Piękna pogoda, wspaniałe widoki z Góry Zborów w Podlesicach i bardzo ciekawe drogi na kilku skałach były uwieńczeniem tego weekendu.
Wczorajsza sobota też była ciekawa. Wszyscy ruszyli na industriadę , ja natomiast wybrałem się rowerem do Parku Śląskiego na koncert Mikromusic. Uwielbiam ten zespół szczególnie za głos wokalistki i ciekawy styl. Kolejnym celem była ścianka wspinaczkowa Poziom 450 w Sosnowcu, byłem tam umówiony z Maćkiem i Mirkiem. Pięć godzin solidnego wspinania, zaliczony długi lot ok 6 metrów i parę ćwiczeń wykonanych na kółkach gimnastycznych wyssało z moich mięśni prawie całą energię. A tu jeszcze 35km do domu:) Do domu wróciłem o 23:30 i padłem spać.. W niedzielę musiałem iść do pracy...Ciekawe co przyniesie kolejny tydzień... czekam!
Rusz Tyłek!
Blog o wszelakiej aktywności fizycznej i psychicznej.
niedziela, 15 czerwca 2014
niedziela, 1 czerwca 2014
Przypadek czy przeznaczenie?
Czas opowiedzieć o sobie. Jaki jest cel powstania tego blogu i co chcę dzięki niemu uzyskać?
Wszystko, co od jakiegoś czasu się kręci wokół mojego życia związane jest ze sportem. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem maniakiem- amatorem ruchu. A jak to się wszystko zaczęło? Od zawsze kręciła mnie jazda na rowerze. Już jako dzieciak na swoim pierwszym komunijnym rowerze zwiedzałem odległe zakątki rodzinnych okolic na Kielecczyźnie. Niestety w okresie szkolnym byłem wyłączony z aktywności fizycznej z powodu mojej wieloletniej choroby jelit. Bardzo nad tym ubolewałem i mimo zakazów próbowałem biegać, grać w piłkę. Z marnym skutkiem, ryzykując kolejnymi problemami zdrowotnymi. Po ostatniej operacji i rehabilitacji- było to już po liceum, zacząłem "wracać do gry". Na pierwszy rzut poszła siatkówka. Postanowiłem sobie, że się nauczę i.. nauczyłem się. Na hali w byłym liceum grywaliśmy trzy razy w tygodniu. Potem doszły rolki, pierwsze pokraczne kroki na 8 kółkach. Oczywiście wróciłem do rowerowania. Z piwnicy wyciągnąłem moją niezawodną szosę firmy Dema. Zatrudniłem się jako dostawca pizzy na rowerze. W trakcie studiów trenowałem badmintona na AZS-sie przez 3 lata. W wieku 22 lat nauczyłem się w końcu jako tako pływać. Jednak to był dopiero słaby początek. Dwa lata temu zaczął się bum! Trochę już jeździłem na rolkach, gdy postanowiłem znowu wyciągnąć zakurzony rower. Rok prędzej miałem mały wypadek, który trochę zniechęcił mnie do jazdy. W pierwszą przejażdżkę ledwo przetartym i nasmarowanym rowerem wybrałem się w okolice Rybnika. Gdy wróciłem do domu nie wierzyłem w to co widzę na liczniku- 105km! Przecież to kawał drogi! Jechało się lekko, poznawałem nowe rejony. Tylko coś mi w korbie przeskakiwało...gdy dotarłem do mechanika, w garści przyniósł mi rozsypany support :D Kolejny trip Jastrzębie- 145km. A potem namówiłem kumpla Michała na 2 dniowy wypad z namiotem nad jezioro Otmuchowskie. Turawa przecież jest za blisko;) 175 kilometrów w jedną stronę, z czego ponad 100 pod górę. Takiego testu wytrzymałości nie spodziewaliśmy się. Oczywiście daliśmy radę. Po nie przespanej nocy na polu namiotowym z powodu głośnej dyskoteki obok nie byliśmy w stanie rano ruszyć do domu. Całodzienny odpoczynek na plaży pozwolił nam zregenerować siły i skórę na naszych tyłkach ;) Postanowiliśmy wracać nocą. Ruch na drodze mniejszy, szybciej km miną. I tak właśnie było. Krótszą trasą w ciągu 9h z przerwami byliśmy na miejscu. Wspaniałe przeżycie, które umocniło moje zainteresowanie takimi wypadami. Z Maćkiem organizowaliśmy krótkie jednodniowe wycieczki wokół śląska. W zimę królowały łyżwy. Nie przypuszczałem, że i na tym będę potrafił jeździć. Żeby tego było mało wkręciłem się we wspinaczkę! Pierwsze kroki na ściance do łatwych nie należały, ale tak mi się spodobało, że mój tydzień przeplatał się pomiędzy wejściami na lodowisko a na halę wspinaczkową. Ubiegły sezon rowerowy już na nowym full trekkingu Unibike Expedition GTS zakończyłem z wynikiem 3500 km. Może i mało, ale dla mnie i tak to był wielki sukces. W tym roku już mogę pochwalić się przejechanymi 2000 km, z czego 1200km w Szwecji. Rekord życiowy 185km i kilkadziesiąt gram mięśni więcej. Obecny rok to kojeny sezon treningów wspinaczkowych, poczułem też "smak" skały z pierwszymi sukcesami IV+ i V OS i RP. W kwietniu pożegnaliśmy sezon łyżwiarski, który zaowocował paroma wyuczonymi trikami. Łaskawa pogoda umożliwiła szybkie wyciągnięcie roweru i pokonanie pierwszych kilometrów z sakwami. Jeszcze jakoś na rolki nie znalazłem czasu i chęci. Zacząłem też dbać o swoje stawy i ogólną kondycję i odpowiednie rozciągnięcie, dzięki treningom Stretchingu i Jogi. No i jeszcze co środę siatkówka! :) Dzięki tym wszystkim dyscyplinom poznałem wspaniałe osoby, które podobnie jak ja mają zajawkę na aktywność.
Dziękuje wszystkim razem i każdemu z osobna za cierpliwość do mojej osoby w trakcie wspólnych treningów i za to że jesteście. Każdy sport daje wielki fun jeśli można go dzielić i przeżywać z innymi. Gdy można zdrowo rywalizować i motywować się wzajemnie.
Została odpowiedź na pytanie dlaczego ten blog. Właśnie po to, by każda osoba która trafi na niego zgodnie z moim opisem- RUSZY TYŁEK! Każda aktywność ruchowa, oprócz przełączania pilotem po kanałach i sięganiem ręką po chipsy, wywołuje zdrowe endorfiny, wydziela adrenalinę i wspomaga krążenie krwi. Nie będę się tu rozpisywał o szczegółowych aspektach zdrowotnych. Jako pielęgniarz na kardiochirurgii mógłbym kolejny post umieścić na ten temat;) Dla mnie ruch daje ogromnego kopa psychicznego, życie nabiera sensu, uśmiech sam pojawia się na twarzy. Ból i zmęczenie też na swój sposób uzależnia. Czujesz, że pokonujesz kolejne granice. Wchodzisz na wyższy level.
Jeśli teraz siedzisz i nie wiesz co zrobić w to piękne niedzielne popołudnie- Rusz tyłek! Wyjdź na spacer, pobiegaj, idź na basen, wsiądź na rower. Zrób cokolwiek by poprawić swoje zdrowie i poczuć przypływ energii. Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia poza domem!
Wszystko, co od jakiegoś czasu się kręci wokół mojego życia związane jest ze sportem. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem maniakiem- amatorem ruchu. A jak to się wszystko zaczęło? Od zawsze kręciła mnie jazda na rowerze. Już jako dzieciak na swoim pierwszym komunijnym rowerze zwiedzałem odległe zakątki rodzinnych okolic na Kielecczyźnie. Niestety w okresie szkolnym byłem wyłączony z aktywności fizycznej z powodu mojej wieloletniej choroby jelit. Bardzo nad tym ubolewałem i mimo zakazów próbowałem biegać, grać w piłkę. Z marnym skutkiem, ryzykując kolejnymi problemami zdrowotnymi. Po ostatniej operacji i rehabilitacji- było to już po liceum, zacząłem "wracać do gry". Na pierwszy rzut poszła siatkówka. Postanowiłem sobie, że się nauczę i.. nauczyłem się. Na hali w byłym liceum grywaliśmy trzy razy w tygodniu. Potem doszły rolki, pierwsze pokraczne kroki na 8 kółkach. Oczywiście wróciłem do rowerowania. Z piwnicy wyciągnąłem moją niezawodną szosę firmy Dema. Zatrudniłem się jako dostawca pizzy na rowerze. W trakcie studiów trenowałem badmintona na AZS-sie przez 3 lata. W wieku 22 lat nauczyłem się w końcu jako tako pływać. Jednak to był dopiero słaby początek. Dwa lata temu zaczął się bum! Trochę już jeździłem na rolkach, gdy postanowiłem znowu wyciągnąć zakurzony rower. Rok prędzej miałem mały wypadek, który trochę zniechęcił mnie do jazdy. W pierwszą przejażdżkę ledwo przetartym i nasmarowanym rowerem wybrałem się w okolice Rybnika. Gdy wróciłem do domu nie wierzyłem w to co widzę na liczniku- 105km! Przecież to kawał drogi! Jechało się lekko, poznawałem nowe rejony. Tylko coś mi w korbie przeskakiwało...gdy dotarłem do mechanika, w garści przyniósł mi rozsypany support :D Kolejny trip Jastrzębie- 145km. A potem namówiłem kumpla Michała na 2 dniowy wypad z namiotem nad jezioro Otmuchowskie. Turawa przecież jest za blisko;) 175 kilometrów w jedną stronę, z czego ponad 100 pod górę. Takiego testu wytrzymałości nie spodziewaliśmy się. Oczywiście daliśmy radę. Po nie przespanej nocy na polu namiotowym z powodu głośnej dyskoteki obok nie byliśmy w stanie rano ruszyć do domu. Całodzienny odpoczynek na plaży pozwolił nam zregenerować siły i skórę na naszych tyłkach ;) Postanowiliśmy wracać nocą. Ruch na drodze mniejszy, szybciej km miną. I tak właśnie było. Krótszą trasą w ciągu 9h z przerwami byliśmy na miejscu. Wspaniałe przeżycie, które umocniło moje zainteresowanie takimi wypadami. Z Maćkiem organizowaliśmy krótkie jednodniowe wycieczki wokół śląska. W zimę królowały łyżwy. Nie przypuszczałem, że i na tym będę potrafił jeździć. Żeby tego było mało wkręciłem się we wspinaczkę! Pierwsze kroki na ściance do łatwych nie należały, ale tak mi się spodobało, że mój tydzień przeplatał się pomiędzy wejściami na lodowisko a na halę wspinaczkową. Ubiegły sezon rowerowy już na nowym full trekkingu Unibike Expedition GTS zakończyłem z wynikiem 3500 km. Może i mało, ale dla mnie i tak to był wielki sukces. W tym roku już mogę pochwalić się przejechanymi 2000 km, z czego 1200km w Szwecji. Rekord życiowy 185km i kilkadziesiąt gram mięśni więcej. Obecny rok to kojeny sezon treningów wspinaczkowych, poczułem też "smak" skały z pierwszymi sukcesami IV+ i V OS i RP. W kwietniu pożegnaliśmy sezon łyżwiarski, który zaowocował paroma wyuczonymi trikami. Łaskawa pogoda umożliwiła szybkie wyciągnięcie roweru i pokonanie pierwszych kilometrów z sakwami. Jeszcze jakoś na rolki nie znalazłem czasu i chęci. Zacząłem też dbać o swoje stawy i ogólną kondycję i odpowiednie rozciągnięcie, dzięki treningom Stretchingu i Jogi. No i jeszcze co środę siatkówka! :) Dzięki tym wszystkim dyscyplinom poznałem wspaniałe osoby, które podobnie jak ja mają zajawkę na aktywność.
Dziękuje wszystkim razem i każdemu z osobna za cierpliwość do mojej osoby w trakcie wspólnych treningów i za to że jesteście. Każdy sport daje wielki fun jeśli można go dzielić i przeżywać z innymi. Gdy można zdrowo rywalizować i motywować się wzajemnie.
Została odpowiedź na pytanie dlaczego ten blog. Właśnie po to, by każda osoba która trafi na niego zgodnie z moim opisem- RUSZY TYŁEK! Każda aktywność ruchowa, oprócz przełączania pilotem po kanałach i sięganiem ręką po chipsy, wywołuje zdrowe endorfiny, wydziela adrenalinę i wspomaga krążenie krwi. Nie będę się tu rozpisywał o szczegółowych aspektach zdrowotnych. Jako pielęgniarz na kardiochirurgii mógłbym kolejny post umieścić na ten temat;) Dla mnie ruch daje ogromnego kopa psychicznego, życie nabiera sensu, uśmiech sam pojawia się na twarzy. Ból i zmęczenie też na swój sposób uzależnia. Czujesz, że pokonujesz kolejne granice. Wchodzisz na wyższy level.
Jeśli teraz siedzisz i nie wiesz co zrobić w to piękne niedzielne popołudnie- Rusz tyłek! Wyjdź na spacer, pobiegaj, idź na basen, wsiądź na rower. Zrób cokolwiek by poprawić swoje zdrowie i poczuć przypływ energii. Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia poza domem!
Szwecja. Moja mała wielka przygoda...
Nadszedł czas na prawdziwą przygodę. Od dłuższego czasu rozmyślałem o jakieś wyprawie rowerowej. Miała być solo, gdzieś w Polsce, ale tak naprawdę nie wiedziałem czego chcę. Na szczęście w odpowiednim momencie zjawił się Kubush z jego propozycją. Szwecja- 2 tygodnie. Namioty, natura i minimum 1000km do przejechania. Mimo pierwszych oporów.. na szczęście zgodziłem się. A jak było? Przeczytajcie sami:
http://kubaspiwkrzakach.pl/2014/05/szwecja/
Celowo nie kopiuję tekstu tutaj, gdyż na blogu Kuby opowieść okraszona jest wspaniałymi zdjęciami i efekt jest znakomity. W tym miejscu również szczerzę polecam bardzo ciekawą stronkę Kuby o Jego przygodach nie tylko rowerowych.
http://kubaspiwkrzakach.pl/2014/05/szwecja/
Celowo nie kopiuję tekstu tutaj, gdyż na blogu Kuby opowieść okraszona jest wspaniałymi zdjęciami i efekt jest znakomity. W tym miejscu również szczerzę polecam bardzo ciekawą stronkę Kuby o Jego przygodach nie tylko rowerowych.
Do biegu.. gotowi..start!
I ja doczekałem się w końcu własnego bloga. Dużo się ostatnio dzieje w moim życiu. Głównie w sferze sportowej, ale nie tylko. W mojej głowie rodzi się wiele pomysłów, przemyśleń i uwag którymi chciałbym się z Wami podzielić. No to do dzieła!
P.s. Przepraszam za stylistykę i ew. błędy gramatyczne. Nie jestem humanistą:P
P.s. Przepraszam za stylistykę i ew. błędy gramatyczne. Nie jestem humanistą:P
Subskrybuj:
Posty (Atom)